Wkroczyliśmy
w erę pewnego rodzaju kapitalizmu wizualnego. W tej chwili praktycznie we
wszystkich dziedzinach życia wymaga się już nie tylko estetyki, ale
kreatywności i innowacji. I naprawdę przestaje mieć znaczenie czy chodzi o
opakowania produktów spożywczych, reklamy, plakaty, czy też koszulki piłkarskie.
Śnieg topnieje, termometry bardzo szybko
zaczynają przypominać sobie o istnieniu dodatnich temperatur, a wraz z
nadchodzącą wiosną po zimowej przerwie wraca do nas, wkraczająca w fazę
pucharową, Liga Mistrzów. W środowy wieczór zasiadam więc ukontentowana przed
telewizorem aby obejrzeć starcie Realu Madryt z drużyną Schalke Gelsenkirchen i
nagle zadowolenie spełza z mojej twarzy, ustępując miejsca czemuś pomiędzy
szokiem i zdegustowaniem. Na ekranie widzę piłkarzy obu drużyn witających się w
tunelu i dociera do mnie, że zawodnicy z Madrytu mają na sobie, o zgrozo,
różowe koszulki. Różowe koszulki, różowe spodenki, różowe getry , słowem cali,
od stóp do głów, są różowi jak te słodziutkie, pachnące truskawką zakreślacze
albo gumeczki do grzywy z zestawu ,,My little Pony”. Może nie wstrząsa to moim
światopoglądem ale na pewno modyfikuje go w znacznym stopniu, bo zawsze miałam
Real nie tylko za zespół o najwyższym ilorazie piękna jeśli chodzi o piłkarzy ale
też jeden z najlepiej ubranych. A trzeba przyznać, że Isco, Lucas Silva czy
Arbeloa, choćby nie wiem jak przystojni, ubrani na różowo nigdy nie będą
zniewalać swoim wyglądem tak bardzo jak w normalnych strojach.
Z
głośników dobiega nieśmiertelny głos Dariusza Szpakowskiego, który przytaczając
wyniki ostatnich spotkań wyjazdowych królewskich, daje do zrozumienia, że owe
stroje nie przynoszą tej drużynie szczęścia. Trudno się dziwić. Jak można
wykrzesać z siebie wolę walki, agresję, pewność, zdecydowanie i wszystkie te
inne cechy niezbędne do wygrania meczu, będąc ubranym na różowo?
Koszulki w odważnych kolorach były
dotychczas znakiem firmowym FC Barcelony, która przez ostatnie parę lat zwykła
zaskakiwać nas każdego roku coraz to jaskrawszą kolorystyką strojów
wyjazdowych. Od bliżej nieokreślonego, bladego turkusu, poprzez rażący oczy,
ostry pomarańczowy aż do landrynkowej żółci, przy których tradycyjne, domowe
stroje w granatowo-bordowe pasy wydają się niezwykle stonowane, wręcz nudne. A
teraz, wydaje się, że Real Madryt idzie w ślady swojego odwiecznego,
znienawidzonego rywala.
Jednak to nie na boiskach hiszpańskiej
Primiera Division znalazłam wzór koszulki piłkarskiej, który najbardziej mnie
zszokował. Pewnego razu, leniwie przerzucając kanały telewizora natrafiłam na
transmisję meczu holenderskiej Eredivisie i mrugałam nerwowo chyba z pół
minuty, żeby się upewnić. Po boisku biegali piłkarze w koszulkach w
biało-niebieskie pasy, upstrzonych gdzieniegdzie nie czym innym jak czerwonymi
serduszkami. Czerwone serduszka na koszulkach piłkarzy? Było to dla mnie
zjawisko tak wyjątkowe, że musiałam je dokładnie zbadać. Wyjaśnienie okazało
się proste i wcale nie noszące znamion skandalu obyczajowego. SC. Heerenveen,
drugoplanowa drużyna ligi holenderskiej, jest klubem pielęgnującym regionalną
tradycję i odrębność narodową Fryzji. Wzór koszulek piłkarzy z tej krainy,
leżącej w północnej części Holandii nawiązuje bezpośrednio do jej flagi.
Niebieskie pasy odnoszą się do czterech rzek przepływających przez Fryzję a
czerwone liście-serca symbolizują jej siedem oryginalnych krain. I choć aspekt
pielęgnowania tradycji jest tu bezsprzecznie najważniejszy to trudno oprzeć się
wrażeniu, że widok jedenastu dorosłych facetów w koszulkach udekorowanych
czerwonymi serduszkami (jakby byli tuż po finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej
Pomocy), przytulających się do siebie po zdobyciu bramki musi niewątpliwie
ocieplać wizerunek współczesnego football’u, o którym coraz częściej mówi się,
że jest brutalny i pełen przemocy.
Większą odwagę i fantazję można też
zaobserwować w projektach koszulek reprezentacji narodowych. Pokazał to choćby
zeszłoroczny Mundial. Koszulki reprezentacji Meksyku opatrzone zostały
tradycyjnym wzorem, a Ghańczycy wystąpili w białych strojach wykończonych wstawkami
z motywami etnicznymi. Widać wyraźnie, że na koszulkach, poza barwami
narodowymi, zaczyna znajdować się miejsce na finezję, wyobraźnie i czyste
poczucie estetyki. Nadal jednak nie znajduję usprawiedliwienia dla Realu Madryt
i Barcelony, których tradycja nie ma nic wspólnego z jaskrawymi kolorami, jakie
serwują nam na swoich koszulkach. O ile ubieranie bramkarzy w sposób jak
najbardziej zwracający uwagę, dekoncentrowanie napastników, skłanianie ich do
podświadomego kierowania strzału prosto w ten jaskrawy punkt, wyróżniający się
na tle bramki, jest procederem powszechnie stosowanym, o tyle nie mogę pojąć
jaki ma cel ubieranie w ten sposób całej drużyny. Moja dobra koleżanka, po
jednym z meczów Barcelony stwierdziła, że to ich metoda na zmęczenie przeciwnika.
Wiele już czytałam artykułów o fenomenie genialnej dyspozycji katalońskiego
klubu na początku XXI wieku. Nikt jednak z ekspertów nie odkrył, że cały sekret
tkwi w znęcaniu się nad rywalem. Kluczem do sukcesu jest katowanie go, zmuszanie
do wpatrywania się w jaskrawe koszulki przez 90 minut. I tak oto, moja
przyjaciółka rozpracowała sekret wielkości Barcelony w przedpokoju, pomiędzy
zawiązywaniem prawego buta a zarzucaniem na siebie kurtki. Jedno jest pewne.
Biorąc pod uwagę to, że wynagrodzenia piłkarzy hiszpańskich gigantów liczone są
w milionach tygodniowo, pewnie nieprędko zbuntują się oni przeciwko przebieraniu
ich za landrynki. Kto z nas za taką pensję nie zgodziłby się biegać po boisku
ubrany na różowo?
Tak czy inaczej, Real Madryt przełamał
klątwę wyjazdowych koszulek i na rozpoczęcie fazy pucharowej Ligi Mistrzów
wygrał z Schalke 04 Gelsenkirchen 2:0. A dla nas wnioski pozostają jasne.
Wkroczyliśmy w erę pewnego rodzaju kapitalizmu wizualnego. W tej chwili
praktycznie we wszystkich dziedzinach życia wymaga się już nie tylko estetyki,
ale kreatywności i innowacji. I naprawdę, przestaje mieć znaczenie, czy chodzi
o opakowania produktów spożywczych, reklamy, plakaty czy też koszulki
piłkarskie. Grono wymagających odbiorców rośnie i nie zadowala ich już tandeta,
rutyna, ustalone schematy. Galopującego popytu, również na wysmakowane sprzęty
sportowe nie da się zatrzymać. Zatem projektanci - do dzieła! Pamiętajcie tylko
o jednym – prawa tłumu są bezlitosne. Jeżeli kiedyś będziecie ubierać
reprezentację Polski nie zapomnijcie o umieszczeniu na koszulkach meczowych
godła, bo przyjdzie wam się obszernie tłumaczyć, kiedy tłum zawiedzionych
kibiców ponownie zakrzyknie ,,Gdzie jest orzeł?!”.
tekst: Natalia Koprowska
oja, bardzo miło się czyta i mam nadzieję, że będzie więcej z tego cyklu :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się czyta! Juz nie mogę sie doczekac kolejnych tekstów:)
OdpowiedzUsuń