3/20/2015

Wzorologia - Liga Mistrzów na różowo

Wkroczyliśmy w erę pewnego rodzaju kapitalizmu wizualnego. W tej chwili praktycznie we wszystkich dziedzinach życia wymaga się już nie tylko estetyki, ale kreatywności i innowacji. I naprawdę przestaje mieć znaczenie czy chodzi o opakowania produktów spożywczych, reklamy, plakaty, czy też koszulki piłkarskie.



Śnieg topnieje, termometry bardzo szybko zaczynają przypominać sobie o istnieniu dodatnich temperatur, a wraz z nadchodzącą wiosną po zimowej przerwie wraca do nas, wkraczająca w fazę pucharową, Liga Mistrzów. W środowy wieczór zasiadam więc ukontentowana przed telewizorem aby obejrzeć starcie Realu Madryt z drużyną Schalke Gelsenkirchen i nagle zadowolenie spełza z mojej twarzy, ustępując miejsca czemuś pomiędzy szokiem i zdegustowaniem. Na ekranie widzę piłkarzy obu drużyn witających się w tunelu i dociera do mnie, że zawodnicy z Madrytu mają na sobie, o zgrozo, różowe koszulki. Różowe koszulki, różowe spodenki, różowe getry , słowem cali, od stóp do głów, są różowi jak te słodziutkie, pachnące truskawką zakreślacze albo gumeczki do grzywy z zestawu ,,My little Pony”. Może nie wstrząsa to moim światopoglądem ale na pewno modyfikuje go w znacznym stopniu, bo zawsze miałam Real nie tylko za zespół o najwyższym ilorazie piękna jeśli chodzi o piłkarzy ale też jeden z najlepiej ubranych. A trzeba przyznać, że Isco, Lucas Silva czy Arbeloa, choćby nie wiem jak przystojni, ubrani na różowo nigdy nie będą zniewalać swoim wyglądem tak bardzo jak w normalnych strojach.
 Z głośników dobiega nieśmiertelny głos Dariusza Szpakowskiego, który przytaczając wyniki ostatnich spotkań wyjazdowych królewskich, daje do zrozumienia, że owe stroje nie przynoszą tej drużynie szczęścia. Trudno się dziwić. Jak można wykrzesać z siebie wolę walki, agresję, pewność, zdecydowanie i wszystkie te inne cechy niezbędne do wygrania meczu, będąc ubranym na różowo?


Koszulki w odważnych kolorach były dotychczas znakiem firmowym FC Barcelony, która przez ostatnie parę lat zwykła zaskakiwać nas każdego roku coraz to jaskrawszą kolorystyką strojów wyjazdowych. Od bliżej nieokreślonego, bladego turkusu, poprzez rażący oczy, ostry pomarańczowy aż do landrynkowej żółci, przy których tradycyjne, domowe stroje w granatowo-bordowe pasy wydają się niezwykle stonowane, wręcz nudne. A teraz, wydaje się, że Real Madryt idzie w ślady swojego odwiecznego, znienawidzonego rywala.
Jednak to nie na boiskach hiszpańskiej Primiera Division znalazłam wzór koszulki piłkarskiej, który najbardziej mnie zszokował. Pewnego razu, leniwie przerzucając kanały telewizora natrafiłam na transmisję meczu holenderskiej Eredivisie i mrugałam nerwowo chyba z pół minuty, żeby się upewnić. Po boisku biegali piłkarze w koszulkach w biało-niebieskie pasy, upstrzonych gdzieniegdzie nie czym innym jak czerwonymi serduszkami. Czerwone serduszka na koszulkach piłkarzy? Było to dla mnie zjawisko tak wyjątkowe, że musiałam je dokładnie zbadać. Wyjaśnienie okazało się proste i wcale nie noszące znamion skandalu obyczajowego. SC. Heerenveen, drugoplanowa drużyna ligi holenderskiej, jest klubem pielęgnującym regionalną tradycję i odrębność narodową Fryzji. Wzór koszulek piłkarzy z tej krainy, leżącej w północnej części Holandii nawiązuje bezpośrednio do jej flagi. Niebieskie pasy odnoszą się do czterech rzek przepływających przez Fryzję a czerwone liście-serca symbolizują jej siedem oryginalnych krain. I choć aspekt pielęgnowania tradycji jest tu bezsprzecznie najważniejszy to trudno oprzeć się wrażeniu, że widok jedenastu dorosłych facetów w koszulkach udekorowanych czerwonymi serduszkami (jakby byli tuż po finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy), przytulających się do siebie po zdobyciu bramki musi niewątpliwie ocieplać wizerunek współczesnego football’u, o którym coraz częściej mówi się, że jest brutalny i pełen przemocy.


Większą odwagę i fantazję można też zaobserwować w projektach koszulek reprezentacji narodowych. Pokazał to choćby zeszłoroczny Mundial. Koszulki reprezentacji Meksyku opatrzone zostały tradycyjnym wzorem, a Ghańczycy wystąpili w białych strojach wykończonych wstawkami z motywami etnicznymi. Widać wyraźnie, że na koszulkach, poza barwami narodowymi, zaczyna znajdować się miejsce na finezję, wyobraźnie i czyste poczucie estetyki. Nadal jednak nie znajduję usprawiedliwienia dla Realu Madryt i Barcelony, których tradycja nie ma nic wspólnego z jaskrawymi kolorami, jakie serwują nam na swoich koszulkach. O ile ubieranie bramkarzy w sposób jak najbardziej zwracający uwagę, dekoncentrowanie napastników, skłanianie ich do podświadomego kierowania strzału prosto w ten jaskrawy punkt, wyróżniający się na tle bramki, jest procederem powszechnie stosowanym, o tyle nie mogę pojąć jaki ma cel ubieranie w ten sposób całej drużyny. Moja dobra koleżanka, po jednym z meczów Barcelony stwierdziła, że to ich metoda na zmęczenie przeciwnika. Wiele już czytałam artykułów o fenomenie genialnej dyspozycji katalońskiego klubu na początku XXI wieku. Nikt jednak z ekspertów nie odkrył, że cały sekret tkwi w znęcaniu się nad rywalem. Kluczem do sukcesu jest katowanie go, zmuszanie do wpatrywania się w jaskrawe koszulki przez 90 minut. I tak oto, moja przyjaciółka rozpracowała sekret wielkości Barcelony w przedpokoju, pomiędzy zawiązywaniem prawego buta a zarzucaniem na siebie kurtki. Jedno jest pewne. Biorąc pod uwagę to, że wynagrodzenia piłkarzy hiszpańskich gigantów liczone są w milionach tygodniowo, pewnie nieprędko zbuntują się oni przeciwko przebieraniu ich za landrynki. Kto z nas za taką pensję nie zgodziłby się biegać po boisku ubrany na różowo?



Tak czy inaczej, Real Madryt przełamał klątwę wyjazdowych koszulek i na rozpoczęcie fazy pucharowej Ligi Mistrzów wygrał z Schalke 04 Gelsenkirchen 2:0. A dla nas wnioski pozostają jasne. Wkroczyliśmy w erę pewnego rodzaju kapitalizmu wizualnego. W tej chwili praktycznie we wszystkich dziedzinach życia wymaga się już nie tylko estetyki, ale kreatywności i innowacji. I naprawdę, przestaje mieć znaczenie, czy chodzi o opakowania produktów spożywczych, reklamy, plakaty czy też koszulki piłkarskie. Grono wymagających odbiorców rośnie i nie zadowala ich już tandeta, rutyna, ustalone schematy. Galopującego popytu, również na wysmakowane sprzęty sportowe nie da się zatrzymać. Zatem projektanci - do dzieła! Pamiętajcie tylko o jednym – prawa tłumu są bezlitosne. Jeżeli kiedyś będziecie ubierać reprezentację Polski nie zapomnijcie o umieszczeniu na koszulkach meczowych godła, bo przyjdzie wam się obszernie tłumaczyć, kiedy tłum zawiedzionych kibiców ponownie zakrzyknie ,,Gdzie jest orzeł?!”. 
tekst: Natalia Koprowska






2 komentarze:

  1. oja, bardzo miło się czyta i mam nadzieję, że będzie więcej z tego cyklu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy3/22/2015

    Bardzo dobrze się czyta! Juz nie mogę sie doczekac kolejnych tekstów:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za Twoją opinię :)